Dajecie się podprowadzać, jak naiwne dzieci. A więc, co by było, gdyby polski kandydat do Parlamentu był Anglikiem, czyli cała prawda o JOW.

 

 
 
  
 
 
Polska ordynacja wyborcza skrajnie utrudnia realizację biernego prawa wyborczego obywateli w wyborach parlamentarnych. Porównajmy jak to jest w Polsce, a jak w Wielkiej Brytanii
 
  
I. Kto zgłasza kandydatury?
 
Wielka Brytania

Zgłoszenie kandydatury w wyborach do Izby Gmin następuje w formie pisemnej, najwcześniej 4 dnia, a najpóźniej 6 dnia od ogłoszenia proklamacji o rozwiązaniu parlamentu i zarządzeniu wyborów, na ręce przewodniczącego komisji wyborczej w okręgu wyborczym. 
 
Zgłoszenie musi być opatrzone dwoma podpisami osób formalnie wysuwających kandydaturę (tzw. proposer i seconder)
 
Polska
 
Najpierw trzeba zarejestrować komitet wyborczy w Państwowej Komisji Wyborczej, a dopiero później kandydatów w okręgach. 
 
Komitety wyborcze występują w 3 formach: komitet wyborczy partii politycznej, koalicyjny komitet wyborczy partii politycznych, komitet wyborczy wyborców.
 
Komitet wyborczy wyborców musi składać się z co najmniej 15 osób mających prawo wybierania (czynne prawo wyborcze).
 
Uwaga! W Polsce okręgi do Sejmu (jest ich 41) są wielomandatowe, a więc komitet wyborczy musi zgłosić  w okręgu co najmniej tylu kandydatów, ile jest w danym okręgu mandatów, czyli od 8-20 (okręgi są najczęściej 12 mandatowe). Może zgłosić więcej kandydatów (ale maksymalnie dwa razy tyle ile jest mandatów).
 
II. Listy poparcia
 
Wielka Brytania
 
Zgłoszenie kandydatury w wyborach do Izby musi być opatrzone – jak wyżej wskazano - dwoma podpisami osób formalnie wysuwających kandydaturę (proposer i seconder) oraz podpisami dodatkowych 8 osób udzielających kandydaturze poparcia. Wszystkie 10 osób musi być wyborcami zarejestrowanymi w spisie wyborczym okręgu, z którego kandydat będzie się ubiegał o mandat. 
 
Każdy kandydat zobowiązany jest wraz ze złożeniem dokumentów wyborczych uiścić kaucję w wysokości 500 funtów.  Kaucja jest zwracana, jeśli kandydat uzyska w wyborach co najmniej 5% ważnie oddanych głosów. Jeżeli ten pułap głosów nie zostanie osiągnięty, kaucja przechodzi na rzecz Skarbu Korony. Instytucję kaucji wprowadzono do brytyjskiego prawa wyborczego w 1918 roku i była ona związana z problemem startu w wyborach dużej liczby kandydatów cieszących się niskim lub minimalnym poparciem. 
 
Polska
 
Komitet Wyborczy Wyborców, aby został zarejestrowany, musi przedstawić listę 1000 osób popierających jego utworzenie na ogół w krótkim czasie (2-3 tygodnie). Komitety wyborcze partii politycznych i koalicyjne komitety wyborcze partii politycznych nie muszą przedstawiać listy 1000 osób popierających ich utworzenie.
 
Komitety wyborcze, które uzyskały od Państwowej Komisji Wyborczej postanowienie (uchwałę) o przyjęciu zawiadomienia o utworzeniu komitetu wyborczego mogą zgłaszać listy kandydatów na posłów.
 
Lista kandydatów powinna być poparta podpisami co najmniej 5 000 wyborców stale zamieszkałych w danym okręgu wyborczym, albo do zgłoszenia powinno być dołączone zaświadczenie Państwowej Komisji Wyborczej o uprawnieniu danego komitetu do zgłaszania list bez poparcia podpisami wyborców. 
 
Komitet wyborczy, który zarejestruje listy okręgowe co najmniej w połowie okręgów wyborczych jest uprawniony do zgłoszenia list okręgowych w pozostałych okręgach bez poparcia ich podpisami wyborców. W takim przypadku, dla udokumentowania tego uprawnienia komitet wyborczy obowiązany jest dołączyć do zgłoszenia zaświadczenie wydane przez Państwową Komisję Wyborczą. 
 
Liczba kandydatów do Sejmu na liście okręgowej nie może być mniejsza niż liczba posłów wybieranych w tym okręgu i większa niż dwukrotność tej liczby. Jednocześnie  liczba kandydatów — kobiet nie może być mniejsza niż 35 % liczby wszystkich kandydatów na liście, to samo dotyczy liczby kandydatów — mężczyzn.
 
 
III. Przykłady danych liczbowych o zgłoszonych kandydatach:
 
Wielka Brytania
 
Izba Gmin liczy 650 Member of Parliament. Ponieważ ordynacja jest większościowa, istnieje 650 jednomandatowych okręgów wyborczych. Jeden okręg przypada średnio na około 70 tysięcy mieszkańców Anglii, jest nieco mniejszy  w innych częściach składowych Królestwa. 
 
W wyborach w roku 2005 zarejestrowano 3552 kandydatów, w 2001 — 3319, a w 1997 — 3724. 
 
W wyborach przeprowadzonych w maju 2005 roku utracono 1386 kaucji, co stanowiło 39% wszystkich złożonych kaucji. 
 
Polska
 
W wyborach w 2005 roku zarejestrowano 51 komitetów wyborczych do Sejmu. Z tego tylko 22 komitety zarejestrowały listy okręgowe. Zgłoszono 10658 kandydatów. 
 
Ciekawostka
 
W Wielkiej Brytanii kandydaci w wyborach uprawnieni są do jednorazowej darmowej przesyłki pocztowej, którą mogą przesłać do każdego zarejestrowanego wyborcy w okręgu, w którym kandydują. 
 
Podsumowując:W Wlk. Brytanii wystarczy zebrać 10 podpisów poparcia podczas rejestracji kandydatów do Izby Gmin, w Polsce muszą być tworzone specjalne komitety wyborcze, przy czym „niepartyjne” - aby być zarejestrowanymi przez PKW - muszą zebrać 1000 podpisów popierających ich obywateli.  Następnie kandydaci do Sejmu muszą dodatkowo zgromadzić 5 tysięcy podpisów na listach poparcia, aby móc się zarejestrować w komisjach okręgowych. 
 
Trudności z rejestracją są potęgowane przez „woluntarystyczne” działania komisji wyborczych, które w sposób dowolny oraz bez jednoznacznych ustawowych sankcji za „dowolność” w działaniu, kwalifikują podpisy poparcia jako ważne lub nieważne. 
 
 
 
Wybory do Sejmu w Polsce, to prawdziwa katorga dla kandydatów i wielkie utrudnienia dla wyborców w dokonaniu rzeczowego wyboru. 
 
Polskie wybory odbywają się w systemie proporcjonalnym  w  nierównych pod względem wielkości, dużych,  wielomandatowych (od 8 do 20) okręgach wyborczych. Próg ustawowy wynosi 5% dla pojedynczych partii, 8% dla koalicji wyborczych i jest ustanowiony na poziomie krajowym. Do obsadzenia jest 460 mandatów, a ich przydział odbywa się przy użyciu metody d'Hondta. Wyborcy oddają jeden głos preferencyjny na wybraną listę wyborczą.
 
W Wielkiej  Brytanii wybory do Izby Gmin odbywają się w systemie większościowym w jednomandatowych niewielkich okręgach wyborczych (około 70 tysięcy mieszkańców). Nie istnieją żadne progi wyborcze. Do obsadzenia jest 650 mandatów Member of Parliament. Wyborcy oddają jeden głos na jednego wybranego kandydata.
 
 
Porównajmy polski kodeks wyborczy z ordynacją i praktyką wyborczą w systemie anglosaskim na przykładzie okręgu Nr 26 (dane z 2011 roku).
 
Granice okręgu: powiaty bytowski, chojnicki, człuchowski, kartuski, kościerski, lęborski, pucki, słupski, wejherowski, Miasta na prawach powiatu: Gdynia, Słupsk oraz obwody głosowania na polskich statkach morskich
 
* Liczba mieszkańców: 1 178 950
* Liczba wyborców: 929 897  
* Mandatów: 14
* Liczba komitetów, które zarejestrowały listy: 7
* Liczba kandydatów ze wszystkich list: 188
* Liczba mieszkańców przypadająca na 1 mandat: 84 210
* Liczba wyborców przypadająca na 1 mandat: 66 424
* stosunek liczby wyborcy/mieszkańcy 78,87%
 
Wielka Brytania – wielkości średnie

* Średnia liczba mieszkańców w okręgu: ok. 70 000
* Mandatów do obsadzenia: 1
* Średnia liczba kandydatów przypadająca na 1 mandat: 5-6
 
A więc polski kandydat ma kilkunastokrotnie „gorzej” niż jego odpowiednik w Wielkiej Brytanii. Składa się na to wiele okoliczności.
 
 
Kilkunastokrotnie większy okręg wyborczy
 
Okręg wyborczy kandydata z okręgu Nr 26 jest prawie 17-krotnie większy (ponad 900 tysięcy mieszkańców) niż typowy okręg wyborczy w Wielkiej Brytanii (około 70 tysięcy). Rodzi to poważne konsekwencje zarówno podczas samej kampanii wyborczej, jak i – po wyborze – podczas pracy poselskiej.
 
W czasie kampanii wyborczej potrzebne są kilkunastokrotnie większe (relatywnie) niż w Wielkiej Brytanii nakłady na jej przeprowadzenie. Polski kandydat – w porównaniu z kandydatem brytyjskim – ma o wiele mniejsze szanse na spotkania z wyborcami, gdyż nie jest w stanie podczas krótkiej kampanii wyborczej zbyt wiele takich spotkań w całym okręgu zorganizować. Reklama jest głównie pośrednia – przede wszystkim przy pomocy plakatów i ulotek wyborczych, a więc wyborcy mają małe szanse na zadawanie pytań kandydatom. Handicap mają kandydaci bogaci, dysponujący potężnymi funduszami wyborczymi – najczęściej są to osoby z największych partii (dofinansowywanych z budżetu), ulokowane na pierwszych miejscach list wyborczych. Małe ugrupowania nie posiadają takich środków. Faworyzowani przez ustawę są kandydaci z list ogólnopolskich, gdyż tylko oni mają dostęp do możliwości prowadzenia debat wyborczych w mediach elektronicznych.
 
Różnice między systemem anglosaskim a Polską podkreśla często blogerka Faxe, Polka mieszkająca w Kanadzie. Cytuję:
 
 „Kampania wyborcza to przede wszystkim ciężka praca. Kandydaci, najczęściej są lokalnymi działaczami, przedsiębiorcami albo posłami obecnej kadencji, znani są więc większości wyborców w okręgu. Aby dotrzeć ze swoim programem do wszystkich w okręgu, organizują spotkania (w szkołach, bibliotekach, dużych zakładach pracy, etc.) wiece, pikniki w parkach, często połączone z programem rozrywkowym i napojami, hamburgerami itp. Zgodnie z prawem wyborczym każde miejsce publiczne, jak galerie handlowe, stadiony, szkoły, świetlice etc. nawet jeżeli są własnością prywatną, muszą być udostępnione kandydatom przeprowadzającym kampanię. Większość kandydatów odwiedza też wyborców w ich domach i mieszkaniach. Można wiec go zaprosić i porozmawiać o sytuacji w dzielnicy i okręgu, poznać kandydata i jego program. Prawo wyborcze gwarantuje kandydatowi nieograniczony wstęp do budynków mieszkalnych od 9 do 21 codziennie podczas kampanii”.
 
Wielkość okręgów wyborczych determinuje też możliwości współpracy z wyborcami podczas kadencji. Cytuję ponownie blogerkę Faxe:
 
„Konieczność bezpośredniej rywalizacji w okręgach wyborczych ze świadomością, że tylko jedna osoba może zostać posłem wpływa znakomicie na inteligentne łączenie polityki partyjnej z celami społeczno-politycznymi wyborców. Z autopsji znam przypadki, ze ci sami ludzie, nie zmieniając przekonań mogą głosować na konserwatystę w wyborach federalnych (krajowych), na liberała w prowincjonalnych i kogoś niezwiązanego z żadną z tych partii w wyborach lokalnych. Dlatego właśnie, ze to nie partia, a konkretny kandydat swoją osobą gwarantuje realizację obietnic wyborczych.

Wielu wyborców wybiera więc kandydata z partii, którą popiera, inni wybierają kierując się programem kandydata, ew. obietnicami inwestycji lokalnych jak szkoły, drogi, parki, etc, inicjatyw zwiększających zatrudnienie, itp. W następnych wyborach posłowie są rozliczani ze swoich obietnic i pracy przez ponowny wybór lub wybór innego kandydata. Kompletni nieudacznicy przynależący do partii, nawet jak chcą kandydować w następnej kadencji nie uzyskają poparcia partii. 
  
Prawdą jest, że na arenie politycznej jest kilka partii i w wyborach federalnych trudno jest wygrać będąc niezależnym, niemniej jednak „jakość“ posłów i ich pracy jest nieporównywalna do posłów w systemie polskim, gdzie o nominacji decyduje szefostwo partii nie licząc się ze zdaniem wyborców i nie rozliczając posłów z ich pracy dla suwerena, a tylko z lojalności partyjnej. 
  
Poseł w Kanadzie stara się i walczy w Parlamencie, aby zrealizować swój program i obietnice wyborcze, a wyborcy w okręgu też trzymają rękę na pulsie i przez cztery lata kadencji pilnie nie tylko śledzą poczynania posła, ale też biorą udział w spotkaniach i debatach z posłem. Na bieżąco też są informowani o pracy posła w miesięcznych lub kwartalnych sprawozdaniach dla wyborców, które przesyłane są pocztą do każdego mieszkania czy domu w okręgu. 
  
 Wyborca może też zwrócić się do posła jeżeli ma problem lub skargę. Biura poselskie tętnią życiem, personel biura nie odsyła nikogo z kwitkiem i jeżeli skarga jest merytoryczna i zasadna, poseł nie odmówi interwencji. Godziny przyjęć posła są stałe i kiedy poseł nie jest w Ottawie, przyjmuje co najmniej 3 dni w tygodniu. Można też skorzystać z okazji i porozmawiać z posłem podczas wielu spotkań jakie organizuje on z wyborcami. Kalendarz takich spotkań podany jest w sprawozdaniach przesyłanych wyborcom. Pracownicy biura poselskiego monitorują sprawy skarg, są w stałym kontakcie z wyborcą i powiadamiają co się dzieje w sprawie. 
  
Jest nie do pomyślenia (i jest to śmierć polityczna) tzw. olewanie wyborcy. 
  
Ten reprezentant ma twarz, którą wyborca zna, mieszka w okręgu, gdzie wszyscy znają się chociażby z widzenia i wiedzą o kandydatach z okręgu wszystko, co jest potrzebne, aby go ocenić i podjąć decyzję w wyborach. Kandydaci nie biorą się znikąd, są najczęściej znanymi w okręgu działaczami społecznymi, przedsiębiorcami lokalnymi robiącymi dużo społecznej czy charytatywnej roboty lokalnie itd. Ludzie w okręgu znają ich, spotykają na miejscu ważnych wydarzeń w okręgu, jak święta religijne czy narodowe, strajki, pogrzeb znanej czy ważnej osoby w okręgu, wypadków, etc.” 
  
Polski poseł w większości przypadków nie ma „twarzy”, którą by znał wyborca. Jak się zdaje, wynika to nie tylko z braku bezpośredniej odpowiedzialności przed wyborcą, którą wymusza najlepiej system JOW, a którego nasi posłowie nie chcą wprowadzić, ale także z wielkości okręgów wyborczych, których żaden poseł nie jest w stanie „obsłużyć” środkami, które ma do dyspozycji. 900 tysięcy mieszkańców, to radykalnie inne warunki niż 70 tysięcy osób.
 
 
Rywalizacja z kandydatami z własnego ugrupowania
 
Będąc kandydatem do Izby Gmin w Wielkiej Brytanii nie trzeba rywalizować z kandydatami z własnego ugrupowania.
 
Konkuruje się wyłącznie z 4-5 kandydatami z innych partii lub niezależnymi. W Polsce w 2011 roku w 14-mandatowym okręgu Nr 26 trzeba było rywalizować ze 187 kandydatami wystawionymi przez wszystkie komitety, w tym także z kandydatami z własnego ugrupowania. Kandydat pisowski musiał w tym okręgu rywalizować z 27 innymi kandydatami wystawionymi przez własną partię. Rodzi to silne konflikty w ugrupowaniu.
 
Największe szanse na wybór mają oczywiście tzw. „jedynki”. W poprzedniej kampanii kandydaci na gorszych miejscach list ogłosili nawet akcję „Stop jedynkom”. Jej twórcy reklamowali ją jako „akcję społecznego sprzeciwu wobec dyktatu partyjnego, który powoduje, że większość mandatów poselskich jest obsadzona jeszcze przed wyborami. Partie polityczne ustalając kolejność na swoich listach wyborczych sprowadzają tym samym wyborców do roli marionetek”.
 
Warto podkreślić, że w systemie JOW każdy komitet mógłby wystawić 14 kandydatów w czternastu około 80-tysięcznych okręgach jednomandatowych. Każdy z kandydatów  rywalizowałby w swoim okręgu z sześcioma kandydatami z innych ugrupowań. To zupełnie inny system niż obecny – prosty, logiczny, zrozumiały, o wiele mniej pracochłonny i kosztochłonny, łatwy do kontroli. A nade wszystko wyłaniający posła w pełni odpowiedzialnego przed swoimi wyborcami. Posła, który nie może powiedzieć wyborcom, „ja nic nie mogę” (bo np. jestem z opozycji), „proszę pójść do kogoś innego z moich 13-tu kolegów z okręgu”.
 
 
Mniejsze szanse na rzeczowy wybór ze strony wyborców
 
System wielkich, kilkunastomandatowych okręgów wyborczych ma jeszcze jedną, kluczową wadę – utrudnia wyborcom rzeczowy wybór.
 
To zupełnie inna jakość: wybrać trafnie (czyli zgodnie z własnymi oczekiwaniami i przekonaniami) spośród na przykład 7 kandydatów, aniżeli wówczas, gdy wybierać trzeba spośród 188 kandydatów.
 
O siedmiu kandydatach mogę się czegoś dowiedzieć, porównać ich wady i zalety. W stosunku do  prawie  190 kandydatów  nie jestem w stanie dokonać takiej oceny. Więc po co ten „cyrk”, koszty, emocje, fikcja wyboru? Po co taka ruletka? I z jakiego powodu ustawodawcy – twórcy tego systemu - zachowują się obraźliwie w stosunku do wyborców, zarzucając im nieuzasadnioną absencję wyborczą, bierność, pomyłki, nieumiejętność wyboru, głupotę, niskie wymagania wobec parlamentarzystów, etc.
 
Obecny system to potworek, który ma mnóstwo wad, jest biurokratyczny, drogi, nieefektywny. To nie jest system dla posłów – przedstawicieli Suwerena. To jest ordynacja dla aktywistów partyjnych, potrafiących skutecznie zabiegać o swoją pozycję w przedbiegach przedwyborczych, podczas tworzenia list.
 
Wyborcy zdają sobie sprawę z tego, że de facto głosują na listy partyjne i że system faworyzuje tzw. „jedynki”.  Zaczynają coraz częściej protestować przeciwko systemowi, w którym ktoś wybiera „za nich” (liderzy partyjni ustalający kolejność na listach).
 
  
Polska ordynacja tworzy obiektywnie gorsze warunki dla bezbłędnej pracy komisji wyborczych podczas liczenia głosów
 
Jest jeszcze jedna poważna wada obecnego systemu. System sprzyja pomyłkom i „błędom"  podczas zliczania głosów.
 
W jednomandatowym okręgu brytyjskim trzeba przeliczyć (przy 100%-towej frekwencji) ok. 50 tysięcy głosów i przyporządkować je około 5-7 kandydatom.
 
W polskich warunkach w okręgu Nr 26 przy 50%-towej frekwencji trzeba było  przeliczyć około 460 tysięcy głosów i przyporządkować je 188 kandydatom. 
 
Pracochłonność i złożoność obu zadań jawi się jako całkowicie odmienna.
 
Ponadto, u Brytyjczyków liczenie głosów odbywa się publicznie, pod okiem wyborców i kamer. Tak samo jest w Kanadzie. Jak pisze blogerka Faxe:
 
“Głosy są liczone przez deputy returning officers i polling clerks. Każdy kandydat lub jego reprezentant ma prawo być obecny przy sprawdzaniu kopert, otwieraniu kopert i liczeniu głosów. Deputy returning officer ma obowiązek zaopatrzenia tak polling clerks jak i wszystkich reprezentantów kandydatów czy kandydatów w formularze do zapisywania policzonych głosów”.
 
A więc nie ma żadnych ograniczeń w kontrolowaniu prawidłowości zliczania głosów, żadnego zakazu fotografowania protokołów, żadnych barier technicznych, żadnego dezawuowania osób zgłaszających wątpliwości, etc.
 
Eh. Przy systemie JOW polski poseł miałby o wiele łatwiejsze życie i jako kandydat i jako członek Parlamentu, podobnie jak członek Izby Gmin w Wielkiej Brytanii. Jego praca na rzecz wyborców byłaby ułatwiana i doceniana, a nie utrudniana. Ponosiłby mniejsze koszty kampanii wyborczej, mógłby mieć większe zaufanie do instytucji państwa stojących na straży prawidłowości wyborów.
 
Z jakich powodów u nas nie może tak być? Zmieńmy to. Wprowadźmy JOW.
 
 
  
A jak nie chcecie JOW, to chociaż - mniejsze okręgi wyborcze i zniesienie progów!!!! I dość tej paranoi z tysiącami podpisów na listach poparcia.



Tekst zamieszczony na stronie woJOWników: