Na marginesie bulwersującej wypowiedzi węgierskiego sędziego Andrása Baki na Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich w Warszawie w dniu 3 września warto przypomnieć, jak Orban zmagał się z sądokracją na Węgrzech.

 
 
W Warszawie sędzia Baka skarżył się na węgierskie władze, zarzucając im m.in. brak konsultacji zmian dotyczących sądownictwa oraz „podążanie w innym kierunku, niż obowiązujący w Europie”. W otwarty sposób zachęcał polskich sędziów do buntu przeciw władzy ustawodawczej i wykonawczej.
Kim jest sędzia Baka?
Prof. András Baka, prawnik, naukowiec (m.in. pracował w Węgierskiej Akademii Nauk, a także jako visiting professor we Francji, Niemczech, USA), bezpartyjny polityk, przez siedemnaście lat był sędzią Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (1991-2008). Obecnie zajmuje stanowisko Prezesa Izby Cywilnej w Kurii. W czerwcu 2009 r. węgierski parlament powierzył mu na okres 6-letniej kadencji rolę Prezesa Sądu Najwyższego. Ze stanowiskiem tym związana była funkcja Przewodniczącego Narodowej Rady Sprawiedliwości (krajowej rady sądowniczej), organu opiniującego projekty aktów prawnych dotyczących sądownictwa.
Baka wykorzystał tą funkcję do krytyki z mównicy sejmowej refom sądownictwa przygotowywanych w 2011 r. przez Fidesz pod wodzą premiera Orbana. Krytykował m.in. obniżenie wieku emerytalnego sędziów z 70 do 62 lat.
W odpowiedzi węgierski parlament wprowadził przepis, na mocy którego w instytucji o nazwie Kuria, która miała zastąpić dotychczasowy Sąd Najwyższy (mandat prezesa tego sądu wygasał ze skutkiem natychmiastowym w dniu wejścia w życie nowej konstytucji), prezes Kurii musiał posiadać co najmniej 5-letni staż pracy sędziego na Węgrzech. Takiego stażu Baka, kilkunastoletni sędzia ETPCz, nie posiadał, w związku z tym nie mógł się ubiegać o  przewodniczenie Kurii.
Baka poskarżył się do Strasburga.  ETPCz przyznał mu rację. Trybunał stwierdził, że doszło do naruszenia prawa do rzetelnego procesu (art. 6 Konwencji), gdyż Baka został pozbawiony urzędu na skutek zmiany konstytucji, nie mając żadnej możliwości odwołania. ETPC uznał również, że naruszono art. 10 Konwencji na skutek nieproporcjonalnej ingerencji w wolność słowa skarżącego. Trybunał stwierdził, że pozbawienie skarżącego stanowiska było reakcją na wyrażoną przez niego krytyczną opinię na temat proponowanych przez rząd zmian ustrojowych.
 
To bardzo interesujące orzeczenie, pokazujące jak Europejski Trybunał może próbować „wiązać ręce” władzom ustawodawczym i wykonawczym suwerennego kraju przy  obsadzaniu najwyższych stanowisk.
 
Osłabienie Sądu Konstytucyjnego
 
Węgierski Sąd Konstytucyjny (Alkotmánybíróság) został powołany w 1989 roku. Miała to być instytucja posiadająca autorytet potrzebny przy demokratyzacji państwa i jego prawa, a także ustroju politycznego na Węgrzech. Jego uprawnienia Fidesz ograniczył już w 2010 roku,  gdy sąd ten uznał za niezgodną z konstytucją ustawę nakładającą z mocą wsteczną 98-procentowy dodatkowy podatek od najwyższych odpraw w strefie budżetowej. Fidesz zmienił wówczas konstytucję ograniczając kompetencje sądu konstytucyjnego w kwestiach budżetowych i podatkowych.
 
Nowa ustawa zasadnicza Węgier, obowiązująca od 2012 roku, wprowadziła kolejne ograniczenia kompetencji oraz zmiany w funkcjonowaniu Sądu Konstytucyjnego. Zwiększona została liczba sędziów z 11 do 15, co pozwoliło obozowi rządzącemu wybrać pięciu nowych. Sędziowskie kadencje wydłużono – z 9 do 12 lat. Zmienił się też tryb wyboru przewodniczącego. Dotychczas wybierali go spośród siebie sami sędziowie, a na mocy zmiany Konstytucji stało się to prerogatywą parlamentu. Zarazem Sąd Konstytucyjny pozbawiony został istotnych kompetencji, na przykład w kwestiach budżetowych.
 
Trudno uznać te zmiany za niekorzystne dla Węgier.
 
Po co Orban przekształcał Sąd Najwyższy?
 
Węgierski Sąd Najwyższy (od 2012 roku Kúria), najwyższy organ władzy sądowniczej na Węgrzech, w poprzedniej konstytucji  występował pod nazwą Legfelsőbb Bróg.
Złośliwi mówią, że Sąd Najwyższy przekształcono w Kurię wyłącznie po to, by Orban mógł obsadzić nowy organ swoimi sędziami.
Nawet jeśli tak było, co nie wydaje się być wyłączną motywacją zmian, to należy podziwiać odwagę i determinację Orbana.
Jak podaje prof. Robert Nowak, Orban nie wygrał jeszcze walki  ze skorumpowanym wymiarem sprawiedliwości na Węgrzech – Chciał wprowadzić obniżenie wieku sędziów z 70 do 62 lat, ale Unia Europejska to zablokowała, dlatego wciąż dominują tam starzy sędziowie – tłumaczy historyk, a jako przykład, gdzie reforma władzy sądowniczej w pełni się udała, podaje Rumunię.
Przypomnijmy, żeTrybunał Konstytucyjny Węgier w decyzji nr 33/2012 uznał  obowiązkowe zakończenie pracy sędziów w wieku 62 lat za niezgodne z konstytucją. Także Trybunał Sprawiedliwości UE w decyzji z dnia 6 listopada 2012 r. stwierdził, że radykalne obniżenie wieku emerytalnego węgierskich sędziów stanowi nieuzasadnioną dyskryminację ze względu na wiek, a zatem naruszenie dyrektywy Rady 2000/78/WE.
Orban nie boi się krytyki ze strony władz Unii Europejskiej i umiejętnie balansuje pomiędzy unijnymi oczekiwaniami a potrzebami reformy na Węgrzech. Często tworzy trudno odwracalny nowy stan faktyczny licząc się nawet z koniecznością zapłaty odszkodowań za złamanie standardów zbudowanych w interesie sądokracji europejskiej.
Tak się stało w sprawie Baki, który nie został prezesem Kurii i w sprawie około 300 sędziów, którzy utracili swoje stanowiska, bo przekroczyli wiek 62 lat. Wygrana w Luxemburgu nie pomogła im, bo utracone stanowiska są już zajęte. W tych okolicznościach Orban mógł już spokojnie na nowo – i zgodnie z unijnym życzeniem - podnieść wiek przejścia w stan spoczynku dla sędziów do 65 lat.
Czy taki sposób działania mógłby być  wzorcem dla władz polskich? To ważne pytanie wobec planowanych w Polsce reform sądownictwa.
 
 
Warszawska Gazeta, Nr 37, 16-22.09.2016