Mój kolejny tekst w "Warszawskiej Gazecie" o gehennie frankowiczów i niezrealizowanych obietnicach Prezydenta.

 
 
 
  
Jak informowałam 2 tygodnie temu w 31 numerze „Warszawskiej Gazety”, 20 lipca odebrał sobie życie „frankowicz” z Krakowa, Roman Dańko. Nie doczekał pomocy państwa, obiecanej podczas kampanii prezydenckiej. Nie wytrzymał psychicznie działań egzekucyjnych, zainicjowanych przez bankowców bezwzględnie egzekwujących swoje bezprawne, spekulacyjne roszczenia, bazujące na wzroście ceny franka szwajcarskiego, mimo tego, że kredyt był realnie udzielony w złotówkach. W przypadku pana Dańki raty kredytowe wzrosły – jak informowali jego przyjaciele - o około 100 proc. do ok. 5 tys. zł miesięcznie.
 
Andrzej Duda przed drugą turą wyborów prezydenckich obiecał frankowiczom, że jeśli zostanie prezydentem, to w ciągu trzech miesięcy złoży w Sejmie projekt ustawy o przewalutowaniu kredytów złotowych denominowanych do walut.
 
Minęły ponad 2 lata i obietnica nie została zrealizowana. Odstąpiono od ustawy przedłożonej w połowie stycznia 2016 r. o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu i umów pożyczki, który zakładał m.in. przeliczenie walutowego kredytu hipotecznego na złote "po sprawiedliwym kursie". Projekt krytycznie oceniła Komisja Nadzoru Finansowego (sic!) i NBP. Wieszczono potężne straty dla całej gospodarki, gdyż „banki będą musiały ponieść jej wysokie koszty i będą miały mniej pieniędzy na udzielanie kredytów, w tym inwestycyjnych dla firm”.  Kancelaria zaczęła modyfikować projekt.
 
W październiku 2015 r.,  pojawiła się ustawao wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy. Jej istota polegała na  tym, że przez okres 1,5 roku zobowiązania kredytowe takich osób mogły być pokrywane ze środków specjalnego Funduszu Wsparcia, a po upływie 2 lat musiała rozpocząć się spłata. W roku 2016 zarejestrowano tylko 481 umów o udzielenie w/w wsparcia na łączną kwotę niewiele ponad 10 mln złotych, czyli wykorzystano niecałe 2 proc. Funduszu wynoszącego 600 mln złotych.
 
2 sierpnia br. prezydent złożył do Sejmu nowelizację ustawy. Prezydent zaproponował m.in. dwukrotne podniesienie minimum dochodowego, umożliwiającego ubieganie się o wsparcie oraz podwyższenie jego możliwej wysokości z 1,5 na 2 tys. złotych miesięcznie. Wydłużony ma być okres maksymalnego wsparcia z 18 do 36 miesięcy i okres jego bezprocentowej spłaty z 8 do 12 lat. Możliwe będzie także umorzenie części zobowiązań, szczególnie w sytuacji regularnego spłacania rat.
 
W oficjalnym komunikacie na stronie internetowej Prezydenta podaje się bez „owijania w bawełnę”, że prezydencki projekt ustawy z sierpnia br. powstał jako „efekt wspólnych działań Kancelarii Prezydenta RP, Ministerstwa Finansów, Narodowego Banku Polskiego, Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i Komisji Nadzoru Finansowego”. Zwraca uwagę, że projekt nie był konsultowany ze stowarzyszeniami reprezentującymi kredytobiorców.
 
Zapytałam ekonomistę dr. Stanisława Adamczyka o „walory” tej umowy między Prezydentem i najważniejszymi instytucjami systemu finansowego i bankowego w Polsce, które jawią się w jej kontekście jak poplecznicy międzynarodowej finansjery.
 
Jak Pan ocenia fakt nikłego wykorzystania Funduszu Wsparcia Kredytobiorców na postawie prezydenckiej ustawy z października 2015 roku o wsparciu osób znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, które zaciągnęły kredyt mieszkaniowy? Czy tak niskie wykorzystanie Funduszu było do przewidzenia?
 
Drażni mnie mocno wprowadzanie nazw ustaw nieadekwatnych do istoty tych regulacji. To wprowadzanie w błąd opinii publicznej. W ramach tej ustawy „wsparcie” było zwrotne, więc de facto nie było żadnym realnym wsparciem, tylko kolejną okresową nieoprocentowaną pożyczką.
 
Oprócz bardzo wysoko postawionej poprzeczki formalnej dla uzyskania „pomocy” kluczowym problemem było to, że to sam bank, który udzielił kredytu,  oceniał wniosek klienta. A niestety, bankom nie opłacało się wspierać kredytobiorców, gdyż niewykorzystane środki funduszu do nich wracały. Wskutek konfliktu interesów  banki piętrzyły przed klientami wymogi formalne i szukały argumentów, żeby wniosek odrzucić.
 
Analizując każdą regulację należy przede wszystkim oceniać system bodźców jakie ona wprowadza. W tej sytuacji tego nie dokonano. Polskie państwo nie stanęło na wysokości zadania w rozwiązaniu problemu kredytów „sub-prime” (wysokiego ryzyka, na zakup nieruchomości).  Problem ten skrzętnie ukryto przed opinią publiczną.  Od 2008 r. z rejestrów zniknęło ponad 100 tysięcy umów tych „pseudokredytów”. W większości banki wypowiadały umowy udzielane „poniżej standardów” – osobom bez zdolności kredytowej - windykując je samodzielnie lub dokonując cesji do zewnętrznych windykatorów.
 
W Polsce zrujnowano dziesiątki tysięcy niezamożnych rodzin wskutek masowego oferowania tych spekulacyjnych produktów. Sejm RP do tej pory nie zajął się ich losem. Brak jest szczegółowych badań w tym zakresie.  Państwo się nie interesuje kosztami społecznymi.
 
Obecnie te „pseudokredyty” są w stanie obsługiwać jedynie silniejsze majątkowo rodziny. Jednak część z nich wskutek zdarzeń losowych może spotkać podobny los. Cywilizacyjnie Polska znalazła się za Rumunią. Np. Rumunia umożliwiła zwrot do banku kredytowanej nieruchomości tym rodzinom, które już dalej nie mogą jej utrzymać.
 
Czy zdaniem Pana w nowelizowanej ustawie modyfikacja kryteriów przyznania wsparcia, jak również możliwość częściowego umorzenia zwracanych środków, w przypadku terminowego zwrotu części rat z tytułu udzielonego wsparcia, może spowodować znacząco lepsze wykorzystanie Funduszu Wspierającego?
 
Zmiana kryteriów przyznawania „wsparcia” i ograniczenie „uznaniowości decyzyjnej  banków” niewątpliwie zwiększy krąg rodzin uprawnionych do skorzystania z tego rozwiązania. Pozytywnie oceniam wprowadzenie rozwiązania polegającego na umorzeniu 44 rat w sytuacji regularnego spłacenia 100 rat „wsparcia”. To jest istotny bodziec ekonomiczny, ale nadal brakuje możliwości zwrotu kredytowanej nieruchomości do banku w sytuacji trwałego pogorszenia sytuacji materialnej.
 
Czy w Pana ocenie banki będą rzeczywiście zainteresowane „dobrowolną restrukturyzacją kredytów mieszkaniowych denominowanych lub indeksowanych do waluty innej niż ta, w której kredytobiorca uzyskuje dochód”? Czy realne są obawy Zarządu Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, że ustawa może skłaniać Banki do masowego wypowiadania umów kredytów mieszkaniowych pod dowolnymi pretekstami?
 
Nowa regulacja wprowadza bodźce wymuszające przeprowadzenie „dobrowolnej restrukturyzacji”. Takim rozwiązaniem jest wprowadzenie zasady „konkurencji o środki zdeponowane w funduszu”. Jeśli dany bank nie wykorzysta własnych środków przekazanych do funduszu, to mogą one zostać przekazane na restrukturyzację kredytów innych banków. Oczywiście nadal wielkim znakiem zapytania jest realna wartość ekonomiczna uzyskana przez kredytobiorcę po przeprowadzeniu restrukturyzacji.
 
Obawy SBB są uzasadnione. Na gruncie nowej ustawy szybkie wypowiadanie niespłacanych kredytów może dla banku być korzystne, gdyż redukuje wartość posiadanego pakietu kredytów nieregularnych, od którego wylicza się składki przekazywane do funduszu. Projekt regulacji zawiera jednak zakaz wypowiadania umowy po złożeniu wniosku o wsparcie. Regulacja ta będzie więc zachęcała do składania wniosków wszystkie osoby mające problemy ze spłatą kredytów.
 
Czy ustawy adresowane do tzw. frankowiczów powinny obejmować tylko osoby znajdujące się w trudnej sytuacji finansowej? Jak Pan ocenia stanowisko wicepremiera Morawieckiego, że „majętni kredytobiorcy frankowi nie powinni otrzymać wsparcia, bo inwestowali na własne ryzyko”?
 
Prawo jest prawem. Nie ma znaczenia to, kto jest stroną kredytu. Te spekulacyjne produkty były sprzeczne z naturą kredytu. Użycie sformułowania „inwestowali na własny rachunek” jest wyjątkowo niesmaczne w ustach wicepremiera Morawieckiego, który będąc osobą bardzo zamożną, a dodatkowo doświadczonym bankowcem, zna całą prawdę. Milczy on o próbie zablokowania oferowania tych kredytów w 2005 r. i roli państwa polskiego w odkręceniu kurka z tymi toksycznymi produktami (likwidacja nadzoru w NBP).
 
Wypowiedź wicepremiera traktuję jako budowanie społecznej  niechęci do poszkodowanych,  powodowanej ich rzekomą zamożnością. Budzenie w Polakach myślenia w stylu „psa ogrodnika”.
 
Wicepremier nigdy nie powinien otrzymać stanowiska, jakie teraz piastuje. Nie będzie działał na szkodę sektora finansowego, gdyż tam z pewnością wróci po ewentualnej utracie ministerialnej posady.  Polska potrzebuje strukturalnych reform sektora finansowego. Sytuacja, że nasze państwo jest zakładnikiem banków, prowadzi do narastania patologii. Skarb Państwa jest zainteresowany wysokimi wpływami podatkowymi z sektora bankowego i nabywaniem przez ten sektor obligacji skarbowych w celu finansowania deficytu budżetowego, więc nie zrobi nic, co zaszkodzi bankom. Banki zlokalizowane na terytorium Polski są największym płatnikiem netto podatku CIT.
 
Jak w Pana ocenie powinno wyglądać rozwiązanie ustawowe tzw. problemu frankowiczów?
 
Po pierwsze, ustawowe odwalutowanie  przy kursie przywracającym ekwiwalentność świadczeń w ramach każdej umowy. Kurs CHF/PLN  zmienił się w sposób nieadekwatny do zmiany siły nabywczej tych dwóch walut, wprowadzając bezpodstawne przysporzenie po stronie banku. Odwalutowanie powinno nastąpić przy kursie wynikającym z poziomu realnej utraty siły nabywczej PLN wobec CHF. Sytuacja osób nabywających te produkty w różnych okresach jest różna. Nikogo nie obchodzi, że banki podpisały niekorzystne umowy swap nie zawierające wyłączników ryzyka. To z ich strony było rażące niedbalstwo.
 
Po drugie, zwrot spreadów w części nie uzasadnionej rozsądnymi kosztami po stronie banku. Uzasadnioną kosztowo część spreadów powinien ocenić zewnętrzny audytor. Pomiędzy stronami nie było przecież przepływów walutowych.
 
Po trzecie, zwrot nieruchomości do banku przez osoby niezdolne do dalszej obsługi kredytu.
 
Po czwarte, odszkodowania dla wszystkich zrujnowanych przez te produkty rodzin w przeszłości w okresie 2009-2017. Odszkodowania nie muszą być wypłacane w gotówce. Osoby poszkodowane mogą dostać inne aktywa – np. akcje państwowych spółek energetycznych.  
 
/Krystyna Górzyńska/
 
 
 
"Warszawska Gazeta" Nr 34, str. 35