Lewactwo polskie pod egidą „Wyborczej” chce się dobrać do pieniędzy Kościoła. Warto przyjrzeć się, jak zorganizowano medialną nagonkę na zakon Chrystusowców, aby wydrzeć miliony.

 

Lewactwo polskie pod egidą „Wyborczej” chce się dobrać do pieniędzy Kościoła. Warto przyjrzeć się, jak zorganizowano medialną nagonkę na zakon Chrystusowców, aby wydrzeć miliony z tytułu rzekomej odpowiedzialności Kościoła za przestępstwo popełnione przez byłego zakonnika-pedofila.

 

Znaczne roszczenia bez podstawy prawnej

Dwudziestokilkuletnia ofiara księdza, ukryta w tekstach „Wyborczej” pod pseudonimem „Kasia” , pozwała ok. 2 lata temu zakon (a nie sprawcę) o 3 mln zadośćuczynienia i dożywotnią rentę w wysokości 2500 zł miesięcznie z tytułu zadośćuczynienia za krzywdę, której doznała od zakonnika Romana B. około 10 lat temu, gdy była uczennicą i miała około 13-14 lat.

Sąd Okręgowy w Poznaniu 22 stycznia 2018 r. zasądził na rzecz powódki zapłatę 1 mln zł i dożywotnią rentę w wysokości 800 zł miesięcznie. Od wyroku obie strony wniosły apelację. Powódka reprezentowana przez adwokata Jarosława Głuchowskiego (współpracującego z lewacką fundacją „Nie lękajcie się”) nadal żądała 3 mln zł i wyższej renty, a zakon wnosił o oddalenie powództwa uzasadniając, że: „Na gruncie obowiązujących przepisów prawa w Polsce, nie można przenosić odpowiedzialności za te czyny (w tym cywilnej odszkodowawczej) ze sprawcy na kościelne osoby prawne. Sprawcy tych czynów dopuszczają się ich na własny rachunek i ponoszą osobistą odpowiedzialność przed ofiarami, które skrzywdzili oraz przed prawem”. Sąd Apelacyjny w Poznaniu wyrokiem z dnia 2 października br. utrzymał orzeczenie sądu pierwszej instancji. Zasadnicze motywy rozstrzygnięcia zostały utajnione przed opinią publiczną. Zakon zapowiedział wniesienie skargi kasacyjnej, ale – aby uniknąć kosztów egzekucji – przelał zasądzoną kwotę na rzecz powódki.

 

Medialna ustawka

6 stycznia 2017 r. (a więc przed wydaniem wyroku przez sąd pierwszej instancji) ukazał się w Dużym Formacie „Wyborczej” reportaż Justyny Kopińskiej zatytułowany „Pedofilia w Kościele. Ksiądz gwałcił 13-latkę. Nadal odprawia msze”. Zawiera on mnóstwo nieprawdziwych informacji. Autorce wyraźnie zależało na tym, aby wywołać jak największe oburzenie opinii publicznej i skierować je przede wszystkim w kierunku zakonu.

Ofiara byłego zakonnika Romana B. poznała go w szkole, gdzie uczył religii. Zwierzyła mu się z trudnej sytuacji w domu rodzinnym, gdzie miał dominować alkoholizm i przemoc na tym tle. Ksiądz miał jej zaoferować pomoc i opiekę oraz za zgodą rodziców załatwił dalszą edukację w gimnazjum salezjańskim w Szczecinie (była przyjęta od połowy roku szkolnego). W tym czasie dziewczyna zajmowała puste mieszkanie, należące do matki duchownego, która wcześniej wyjechała do Stanów Zjednoczonych. „Kasia” chyba nie poradziła sobie z nauką w szkole o wysokim poziomie. Ksiądz odwiózł ją do rodziców. Około rok później „Kasia” zawiadomiła pedagog szkolną w Zespole Szkół Publicznych w Bielicach o tym, że była ofiarą wykorzystania seksualnego przez księdza.

Reportażystka Kopińska poprzedziła swój reportaż dramatyczną czołówką: „Ksiądz Roman podstępnie wywiózł od rodziców 13-letnią Kasię, więził ją i przez kilkanaście miesięcy gwałcił”. W tekście są też doniesienia o biciu, sugestie o podawaniu środków wczesnoporonnych lub psychotropowych, rzekomej aborcji. Ustaliłam fakty, które przeczą tym konkluzjom.

Jak poinformowała Prokuratura Rejonowa w Pyrzycach, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, pokrzywdzona była wykorzystywana seksualnie w okresie od czerwca 2006 r.  do początku lipca 2007 r. , czyli początek przestępstw miał miejsce wcześniej, zanim znalazła się w szczecińskiej szkole i zamieszkała w mieszkaniu po matce księdza. Trudno zatem mówić, aby stało się to „podstępnie” i przemocą. Na moje pytanie w tej kwestii zadane wprost, prokuratura stwierdziła stanowczo: „W toku postępowania nie stwierdzono, ażeby pokrzywdzona podczas zdarzeń była bita, więziona oraz by podawano jej środki wczesnoporonne lub psychotropowe”.

Wynika to też jasno z aktu oskarżenia, wniesionego do Sądu Rejonowego w Stargardzie Szczecińskim. Zarzucane księdzu czyny zostały zakwalifikowane z artykułu 200 § 1 kodeksu karnego (kk) w zbiegu z art. 199 § 3 kk, przy czym ten drugi zarzut ostatecznie został przed sądem wyeliminowany z kwalifikacji czynów. Przypomnijmy treść tych artykułów:

Art. 200 § 1. Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.

Gdyby wobec pokrzywdzonej ksiądz dopuścił się w związku z wyżej wymienionymi czynami (obcowaniem płciowym lub innymi czynnościami seksualnymi) przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu, jego czyny zostałyby zakwalifikowane z art. 197 kk, co nie miało miejsca.

W ten sam sposób czyny księdza oceniły sądy, które zajmowały się tą sprawą czterokrotnie. Pierwszy wyrok zapadł w dniu 10.02.2008 r. przed Sądem Rejonowym w Stargardzie Szczecińskim. Oskarżonemu za czyn kwalifikowany z art. 200 § 1 kk w zb. z art. 199 § 3 kk w zw. z art. 11 § 2 kk w zw. z art. 12 kk w zw. z art. 31 § 2 kk została wymierzona kara 8 lat pozbawienia wolności. Orzeczono też o umieszczeniu sprawcy w zakładzie karnym, w którym stosuje się szczególne środki lecznicze zaburzeń preferencji seksualnych oraz orzeczony został wobec niego środek karny w postaci zakazu wykonywania zawodów związanych z nauczaniem małoletnich na okres 5 lat. Wyrok ten został uchylony przez Sąd Okręgowy w Szczecinie w dniu 10.06.2009 r., a sprawa przekazana do ponownego rozpoznania. Ponowny wyrok przed Sądem Rejonowym został wydany w dniu 19.03.2010 r. Przy niezmienionej kwalifikacji prawnej zarzuconego czynu oskarżonemu została wymierzona kara 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Zostało wydane też orzeczenie o umieszczeniu sprawcy z zakładzie karnym, w którym stosuje się szczególne środki lecznicze zaburzeń preferencji seksualnych oraz orzeczony został wobec niego środek karny w postaci zakazu wykonywania zawodów związanych z nauczaniem małoletnich na okres 4 lat. Po kolejnej apelacji   Sąd Okręgowy w dniu 23.07.2010 r. zmienił wyrok poprzez wyeliminowanie z jego kwalifikacji art. 199 § 3 kk i obniżając wymiar kary do 4 lat pozbawienia wolności. Czyli uznano, iż czyny księdza nie mogą być zakwalifikowane jako nadużycie zaufania lub udzielenie - w zamian za obcowanie płciowe lub inne czynności seksualne - korzyści majątkowych lub osobistych albo ich obietnicy.

W tym miejscu trzeba przypomnieć, że sędzia Anna Łosik, która w Sądzie Okręgowym w Poznaniu zasądziła na rzecz pokrzywdzonej milion złotych zadośćuczynienia i rentę, powoływała się na zaufanie, które zakonnik zyskał u ofiary z racji faktu, iż był księdzem. Ustalenia sądu karnego temu przeczą. Prawomocnie stwierdzono, iż nadużycie zaufania w rozumieniu przepisów karnych nie miało miejsca.

Stanowczo przy tym trzeba jednak podkreślić, że wykorzystywanie seksualne osoby małoletniej, nawet gdyby miało się odbywać za jej zgodą lub bez oporu z jej strony, jest zawsze przestępstwem, gdyż w doktrynie zakłada się, że osoba małoletnia nie może w pełni świadomie  wyrazić woli w zakresie jakichkolwiek czynności o charakterze seksualnym.

Czyny byłego już księdza są ponad wszelką wątpliwość haniebne i zakonnik poniósł za nie zasłużoną karę. Został zaaresztowany w 21.06.2008 r., zakład karny opuścił w dniu 21.06.2012 r, a zatem odbył zasądzony wyrok w całości. Śledztwo toczyło się od dnia 16.05.2008 r. (w tym dniu zostało złożone zawiadomienie o przestępstwie) do 29.11.2008 r. Władze państwowe w żaden sposób nie zbagatelizowały sprawy.

Po co jednak „Wyborcza” pisze wbrew orzeczeniom karnym o przemocy fizycznej („gwałtach”), więzieniu „Kasi”, stosowaniu środków psychoaktywnych, etc.? Te nieprawdziwe informacje „poszły w świat” i zostały powtórzone w kilkudziesięciu mediach głównego nurtu i lokalnych. Fałszywa narracja zaczęła żyć własnym życiem. Tak się tworzy fakty prasowe, nawet wbrew wcześniejszym sprawozdaniom medialnym z lat 2008-2010.

 

Czy miała miejsce aborcja?

Kopińska napisała też, że ksiądz zaprowadził „Kasię” na zabieg aborcji. O to także zapytałam prokuraturę. Odpowiedziano mi, że wyniki śledztwa w tej sprawie (m.in. protokół przesłuchania lekarza ginekologa wraz z dokumentacją medyczną) znajdują się w tajnym archiwum i ich ustalenia nie mogą być udostępnione. 

Jednakże, ciąża i aborcja nie zostały udowodnione, skoro zakonnika nie oskarżono z art. 152 §2 k.k., który przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 3 dla osoby, „która udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania”.

W niniejszej sprawie i sprawach podobnych możliwości obiektywnego informowania opinii publicznej są mocno ograniczone. Pokrzywdzone mogą powiadamiać media o czym chcą i jak chcą, na co wskazuje reportaż Kopińskiej, natomiast „podejrzani” mają ograniczone możliwości publicznej obrony przed ewentualnym zniesławieniem, gdyż procesy są niejawne i nie można powoływać się na zawartość akt, w tym zeznania ofiar.

W ten sposób powstają znaczne możliwości kreowania faktów medialnych. Poszkodowany jest – w mojej ocenie - w tym konkretnym przypadku przede wszystkim  zakon Chrystusowców, który - nawet gdyby miał taką wolę – to nie może podać do wiadomości publicznej faktów naruszających prywatność „Kasi”. Przeprowadzono nagonkę, w której Kopińska, a w ślad za nią inne media,  insynuowały nawet rzekome celowe opóźnianie przez zakon postępowania karnego kanonicznego wobec Romana B., obecnie byłego już księdza-chrystusowca.

To bardzo niebezpieczna tendencja. To nieuczciwe i naganne. Wyrok Sądu Apelacyjnego w Poznaniu jest poza publiczną kontrolą. 

 

--------------------------------

Opublikowałam w Nr 44. "Warszawskiej Gazety" str. 20-21.