Warto zapoznać się ze zwięzłym, bardzo surowym podsumowaniem metod walki z pandemią w Polsce, dokonanym przez dr Normana Pieniążka z USA.

 

Dr Pieniążek był w Polsce w latach 1969 -1989 pracownikiem nauki w Zakładzie Genetyki Uniwersytetu Warszawskiego.

Przez 24 lata (od 1989 do 2013 roku) pracował w Centers for Disease Control and Prevention (CDC) w Atlancie w USA, gdzie kierował laboratorium Referencyjnej i Rozwojowej Diagnostyki Molekularnej Pasożytów. Zajmował się opracowywaniem nowych metod rozpoznawania chorób powodowanych przez pasożyty. Od początku lat 90-tych współpracował z Międzywydziałowym Instytutem Medycyny Morskiej i Tropikalnej AMG w Gdyni i z Poznańską Akademią Medyczną. Obecnie jest na emeryturze.

Centers for Disease Control and Prevention w Atlancie (CDC)– to największe na świecie centrum diagnostyczne, zajmujące się m.in. nowo pojawiającymi się zagrożeniami zdrowotnymi. W amerykańskich laboratoriach CDC naukowcy reprezentujący 170 specjalności zajmują się m.in. bioterroryzmem, AIDS, wirusem Ebola, Boreliozą, chorobą legionistów, ptasią grypą itp.

CDC zatrudnia 15 tys. pracowników, wśród nich jest 840 oficerów. Jego budżet na rok 2008 wynosił 9 mld dolarów i przewyższał budżety roczne wielu krajów. To dzięki pracy naukowców z CDC udało się m.in. wyeliminować w latach 1955-57 zagrożenie związane z chorobą Heine–Medina, a w latach 1962 -77 czarną ospę. Ta naukowa agenda, należąca do departamentu Zdrowia USA, świadczy pomoc diagnostyczną innym krajom świata (dla szpitali, lekarzy, laboratoriów diagnostycznych). CDC organizuje szkolenia dla „detektywów chorób” z całego świata.

Więcej tutaj.

A tutaj resume dr Normana Pieniążka, zamieszczone na FB na stronie prof. Romana Zielińskiego:

   "Dziś już wiemy, że mamy ponad 103 tysiące (miasto wielkości Kalisza) nadmiarowych zgonów w 2020 roku względem roku 2019 (najwięcej w całej Europie).

   Dziś już wiemy, że na otwartej przestrzeni, praktycznie nie dochodzi do transmisji wirusa (0.1%).

   Dziś już wiemy, że osoby, które nie ćwiczą regularnie, mają 2,5 razy (!!) większe ryzyko śmierci z powodu wirusa.

   To kto okazał się prawdziwym „siewcą śmierci” ?

   Ludzie, którzy nie nosili maseczek na ulicy?

   Czy ludzie, którzy wprowadzili "lockdown" i zakazali aktywności fizycznej?

   Dziś już wiemy, że "lockdown" skróci życie naszych dzieci o 10-15%, dlatego że ktoś sobie wymyślił, że dzieci są głównymi ogniskami zakażeń i szkoły trzeba pozamykać.

   Takich przykładów jest mnóstwo. Dziennikarzy, programy, które podejmują dyskusję zdejmuje się z anteny (Jan Pospieszalski-Warto rozmawiać-TVP), a lekarzy przedstawiających dowody naukowe, inne niż głosi nurt medialno-polityczny, stawia się przed Naczelne Izby Lekarskie.

   Pomijając niewiarygodne testy na wirusa, celowe niszczenie gospodarki, nieskuteczność maseczek (ponad 100 badań naukowych), czy propagowanie eksperymentu medycznego (czyt. "szczepionki"), a blokowanie potencjalnie skutecznych leków na wirusa.

   Wszyscy politycy, jak jeden mąż, mieliście na to wpływ. Nie ma znaczenia czy rządzący, czy opozycja. A jak rozmawiam z ludźmi, to mi się wydaje, że dla większości, to nie ma większego znaczenia, mimo tego, że prawie każdemu w dobie "pandemii" zmarł ktoś bliski. Ktoś, kto mógłby żyć, gdyby decyzje polityków, medyków były oparte na badaniach naukowych, na czymkolwiek sensownym, a nie na wróżeniu z fusów, durnych procedurach, czy na interesach $$$$.

   Jeszcze teraz świta im w główkach, żeby "paszporty szczepionkowe" wprowadzić, żebyś Ty niewolniku, nie mógł zrobić zakupów, ani pojechać na wakacje, dlatego tylko, że nie chcesz uczestniczyć w eksperymencie medycznym i nie chcesz przyjąć do końca nieprzebadanego preparatu, który, ani nie chroni cię przed zakażeniem, ani przed zachorowaniem, ani przed śmiercią. Przypomina trochę rok 1939- 45 i prześladowanie pewnej grupy etnicznej.

   Nadal śpicie?

   Lekarze przyjęli cudowne preparaty, a nadal są teleporady. Nauczyciele przyjęli to samo, a nadal jest zdalne nauczanie. Więc po co im te "szczepionki"?

   Nie wiem, co musi się jeszcze wydarzyć, aby zrozumieć, że to, co dzieje się dookoła, to na pewno nie jest walka o nasze zdrowie.

   Żeby to zrozumieć nie trzeba być ani naukowcem, ani lekarzem, ani kimkolwiek innym. Wystarczy uruchomić szare komórki. Tylko tyle i aż tyle".

    Źródło

 

A tutaj prognoza prof. Romana Zielińskiego, genetyka:

   Zasłyszane od sąsiada.

   "Mój sąsiad zadał mi pytanie: „kiedy skończy się ta pandemia”. Miał już gotową odpowiedź bo zaraz na nie odpowiedział: „kiedy cały naród się zaszczepi, wtedy wrócimy do normalności”.

   Uważam, że jest wręcz odwrotnie, kiedy się masowo zaszczepimy, wtedy już nie powrócimy do normalności. Władza dobrze rozumie tę grę i co ma do stracenia. Dla niej to gra o wszystko. Ale podobnie i dla nas, jest to gra o wszystko, o naszą wolność i przyszłość.

   Przywołany sąsiad naiwnie wierzy, że władza da mu spokój jak wykona jej polecenie. To jednak będzie początek szczepionkowego zniewolenia, zgodnie z rytmem następujących po sobie pór roku. Dlatego zapowiadane są już kolejne fale, a wirusy z pewnością się pojawią, bo taka jest ich natura. Potrzebne jest jedynie wykreowanie zapotrzebowania na szczepionki. Im szybciej taka potrzeba utrwali się w zniewolonych umysłach, tym szybciej zapanuje ta „nowa normalność”.

   Inny mój znajomy nie omieszkał mnie poinformować, z prośbą o komentarz, że w Izraelu władze ogłosiły szczepionkowy sukces. Tam życie wróciło do normalności. Nie ma już zakażeń ani zachorowań. Odpowiedziałem, że do czasu. W Izraelu jest już początek lata, a wirusy w tym czasie nie przejawiają aktywności. Nadejdzie jednak jesień, a z nią sezon przeziębieniowy i oczywiście szczepionkowy. Podobnie będzie i u nas.

   Kto nie rozumie, że cykliczność pór roku determinuje aktywność wirusów, ten będzie ciągle podatny na propagandę strachu przed tym lub innym patogenem. Nic tu nie pomogą szczepionki. Nie wyeliminują wirusa, ani nie zabezpieczą przed ewentualnym zakażeniem i zachorowaniem. Ogłaszanie wszem i wobec sukcesu szczepionkowego w walce z wirusem to czysta mrzonka. On pojawi się w kolejnym sezonie wegetacyjnym.

   A że koronawirusem można solidnie nastraszyć, świadczą wypowiedzi studentów medycyny. Oto jedna z takich wypowiedzi: „wirus ten jest niebezpieczny i stracimy przez niego życie”.

   Życie i tak w jakiś sposób stracimy, oczywiście można o to obwinić wirusa. Jednak studenci medycyny wiedzą swoje, a to dlatego, że są indoktrynowani w temacie „pandemii” przez różnej maści „specjalistów”, często z tytułami profesorskimi.

   Jednakże my też wiemy swoje, wiemy, że władza nie ma racji i się myli, tak jak pijany kierowca. Do tej pory jedynym, smutnym efektem rocznej walki z niegroźnym wirusem przeziębieniowym, jak to wynika ze statystyk, to około 100 tys. dodatkowych zgonów.

   Skoro z racjonalnych powodów nie boimy się tego wirusa, to nie powinniśmy się również bać zacząć żyć normalnie. Wiem, że jest nas niewielu, może ze 20%. I mało i dużo. Można dać innym dobry przykład i zrobić coś dobrego dla siebie. Zdejmijmy więc nałożone na nas ograniczenia i zacznijmy żyć normalnie, oczywiście bez zaszczepienia się. Wiem, że może być trudniej, ale na pewno będzie godniej. Życie jest zbyt krótkie, aby tracić piękne dni na straszenie się wirusem".

   Źródło

 

Kto ma rację?